Ktoś kiedyś powiedział mu, ze od wyrzutów sumienia można
uciec. Zastanawiał się teraz jak ogromnym głupcem musiał być ten człowiek. Ileż
w jego słowach było nieprawdy i naciąganej wiary w to, co paradoksalne. Wierzył
owemu człowiekowi do czasu. Do czasu, którym był dzisiejszy dzień. Nie mógł
spać całą noc, chociaż jego organizm prosił o chwilę snu w krainie Morfeusza.
Dusza nie pozwalała mu zasnąć. Kazała mu
czuwać, odmawiać pokutę za wszystkie grzechy. Cierpiał. Zabawiał się w
masochistę. Pragnął tego na własne życzenie. Odwal się w ramiona płomiennego
bólu. Chciała zadośćuczynić, tylko komu? Jej. Nie potrafił nazwać dziewczyny po
imieniu. Nie był godzien wymówić jej imienia , które w jego ustach brzmiało tak
słodko. Minął miesiąc, a on nadal miał w głowie tamten dzień. Godziny rozkoszy
przeplatana z krzykiem cierpiącej. Czym sobie na to zasłużyła ? Zadając sobie
to pytanie milczy. Wstyd mu za siebie. Tak bardzo, ze to boli Jednakże ból dla
niego jest jednym z najłagodniejszych wyjść.
Przeszłości nie mógł już zmienić. Zapadał wyrok, który odsiaduje. Czeka
na to, aż dobiegnie on swojego kresu. To nigdy nie nastąpi.
Rozglądał
się dookoła patrząc na zmieniające się liście drzew. Czekał w gabinecie Roberta
już od godziny. Dziwił się, że
przyjaciel do tej pory się nie zjawił, ale nie miał mu tego za złe. Stukał
palcami w blat stołu, na którym stał kubek z kawą. Aromatyczny napój zakołysał
się i klika jego kropel wylało się na stół. Mężczyzna syknął i wstał by znaleźć
jakaś ścierkę. Niestety, nigdzie jej nie było. Z torby wyciągnął paczkę
chusteczek higienicznych i wtarł nią blat. Podniósł filiżankę do ust i nawilżył
spierzchnięte wargi. Mruknął cos pod nosem kilka razy. Długo godzinne czekanie
powoli zaczynało go męczyć. Usłyszał
dobiegające zza jego pleców skrzypniecie drzwi. Odwrócił się i zobaczył idącego
w jego stronę Roberta. Przyjaciel zasiadł za biurkiem nie zaszczycając go
spojrzeniem. Chrząknął kierując jego uwagę na siebie. Mężczyzna rzucił Karolowi
jakieś dokumenty zaciekle milcząc. Ten wziął je do reki i począł powoli
przeglądać. Wprawdzie mało z nich rozumiał, ale starał się zachowywać pozory.
Śledził wzrokiem obszerny teks napisany małymi koślawymi literkami. Spośród
tych wszystkich zawiłości wyłapał tylko pewne imię i nazwisko. Daniel Davis,
tak tego był pewien. Zacisnął usta w wąską kreskę, poczuł ogromna chęć
zapalenia papierosa. Serce zaczęło wybijać przyspieszony rytm. Czuł narastający
niepokój. Nie panował nad tym.
-Co to jest?- zadał niedbale pytanie. Kolejny raz zakrywał
się pozorami.
-Raporty w sprawie tego skurwiela Davisa. Moi ludzie go
namierzyli. Niedługo powinien trafić za kratki. Zgnije w najbliższym czasie.
Daję mu góra dwa tygodnie. Miesiąc szukania tej parszywej małpy był nie do
zniesienia. Idziemy w dobrym kierunku- zakończył wypowiedź triumfalnym
uśmiechem. Karol odwzajemnił ten gest. Niepokój powoli ustępował radości. Porozmawiał jeszcze trochę z Robertem i
wyszedł z biura. Cieszył się, tak cholernie się cieszył. Już niedługo to
wszystko się skończy i zobaczy się z Fridą. Nie mieszkał w wiktoriańskim domu,
lecz przeniósł się do swojego mieszkania w bloku przy ulicy Królewskiej. Wsiadł
do samochodu i pojechał do pracy. Wychodząc rozglądał się na boki, wyglądał
jakby czegoś lub kogoś szukał. Puścił te dziwne domysły ludzi mimo uszu i
wszedł do potężnego budynku.
-Witaj Margot- posłał przyjazne spojrzenie młodziutkiej
sekretarce. Lubił ją. Pracowała jak żadna inna i nie chciała zarobić poprzez
pójście do łóżka ze swoim szefem. I pamiętał jak mówiła mu: „ Nie nazywaj mnie
Małgorzatą, ani Małgosią. Gosią też mnie nie nazywaj. Mów do mnie Margot.” Od
tamtej pory nazywał ją Margot. Może dzięki temu stawała się szczęśliwsza?
Uśmiechał się, ale to tylko pozory. Sztuczna maska przybrana na zewnątrz. Minął
miesiąc, ten pieprzony miesiąc mający przynieść ulgę od wyrzutów sumienia. Nic
takiego nie nastąpiło, wręcz przeciwnie. Gryzł się z samym sobą coraz bardziej.
Ktoś pomyślałby, ze zaczyna praktykować masochizm.
Rzucił
niedbale służbową teczkę i zdjął marynarkę. Spojrzał na biurko pełne raportów.
Jedyne co go ucieszyło to filiżanka czarnej, mocnej kawy. Ona był teraz czymś
czego pragnął. Usiadł na krześle i upił jej łyk. Parujący płyn rozgrzewał jego
ciało, a on czuł narastającą energię. Zabrał się z dziwnym zapałem do
przeglądania dokumentów. Jak na razie wszystko ucichło, a policja nie znalazła
żadnych dowodów mówiących o jakichkolwiek fały szych interesów. Był czysty,
lecz szkoda, ze tylko a swoim zawodzie. Westchnął i zabrał się ponownej pracy.
Wypełnianie wszystkich formularzy nie zajęło mu zbyt dużo czasu. Kolejny powód
do radości. Gdy miał już odejść od miejsca pracy zauważył zgiętą na pół kartkę.
Nie przypominał sobie by ją tu kładł. Nie posądzał o to swoim współpracownik,
do których miał pełne zaufanie. Próbował
to zignorować, lecz ciekawość wzięła górę. Powoli wziął kartkę i zaczął czytać
jej treść. Charakter pisma wskazywał na mężczyznę. Dokładnie czytał każde
słowo, jak gdyby nie chciał przeoczyć żadnego szczegółu. Wydawało mu się, że
spodziewał się każdej innej treści, tylko nie tej, którą obecnie pochłaniał
jego wzrok, a niemo wypowiadały usta. Na tej białej kartce zdania układały się
w plugawą treść. Ktoś chciał sprawić, by zabił go również strach. W tym
momencie zauważył jak mądry był jego prześladowca. To trochę tak jakby znał portret
psychologiczny Karola. Jego słabe punkty, grzeszki, a to mężczyznę przerażało.
Nigdy nie chciał być jak otwarta księga i do tej pory takie pozory udało mu się
zachować. Właśnie, do tej pory. Otarł niezgrabnym ruchem pot spływający małymi
kropelkami po czole. W końcu to musiało się stać. Prędzej czy później, ale czy
aż tak srogo musiał odpokutować za swoje winy? Westchną i powrócił do pracy.
Musiał czymś zająć myśli.
Godzina za godziną mijały nieubłagalnie. Obiecał sobie, że
potem do niej zadzwoni. Chciał, ale nie mógł. Potraktował ją jak najgorszy kat.
Nie widział co w niego wstąpiło. Żałował tego co zrobił. tak bardzo żałował.
Spakował wszystkie papiery i zamknął teczkę. Ostatnim spojrzeniem owładną
gabinet, zanim przekręcił klucz w drzwiach. Pożegnał się z Margot. Wyszedł na
zewnątrz i jak najszybciej poszedł do samochodu. Czuł, że musi tam
pojechać. Starał się jechać ostrożnie,
ale nie umiał. Zastanawiał się co wtedy w niego wstąpiło. Może bal się, że
odkryje jego sekret? To i tak go nie usprawiedliwiało. W sumie to nie wiedział,
czemu właściwie jechał w to miejsce. Miejsce, które nostalgicznie przywoływało
tak wiele złych wspomnień. Wspomnień tak okrutnych, ale również paradoksalnie
szczęśliwych i przyjemnych dla duszy.
Jego ciało rozdzierała na pół dziwna fala. Nie umiał wprost określić
tego uczucia. Co by było, gdyby jej nie poznał ? Nie cierpiała by. Czasami miał
ochotę wydrzeć sobie serce z piersi. Tak mądrze mówiło. Widząc znajome okolice coś
ścisnęło go w gardle. Poczuł narastający ból, złość, żal i wszystkie inne
negatywne emocje, które skutecznie się w nim kumulowały. Nie miał żalu do życia
o to co się stało. Miał żal jedynie do siebie. Samego siebie. Otworzył drzwiczki od samochodu i staną
twarzą w twarz ze wspomnieniami. Musiał za wszelką cenę stawić im czoło. Może
to był jedyny sposób, by ona nie cierpiała. Sam jeszcze nie potrafił sobie na
to odpowiedzieć. Idąc mijał znajome twarze. Znajome dla niego, bowiem on dla
nich na zawsze pozostanie anonimowy.
Przeszedł przez małą uliczkę i jakby na chwilę zamarł w bezruchu.
Wszystko wyglądało tak samo jak wtedy i nawet tak samo pachniało.
Na drżących nogach przeszedł przez starą, zardzewiałą bramę.
Odgonił szczekającego psa. Instynkt kazał najpierw sprawdzić ogródek. Karol nie
miał zamiaru się mu stawiać. Nie stracił na swojej decyzji. Siedziała na małym
stołeczku, siwiuteńka i wyniszczona przez życie. Znów coś ścisnęło go w gardle.
Cierpiała przez niego. Straciła swoją jedną córkę, a on się do tego przyczynił.
Spodziewał się każdej reakcji. Od wymuszonej radości poprzez prawdziwą furię i
kumulację uczuć. Spodziewał sie nawet najgorszego. Chociaż co było gorsze od
widoku zmarnowanej kobiety, której odpędził sen z powiek ? Podszedł do niej
ostrożnie. Nawet nie drgnęła, tylko siedziała ze spuszczoną głową.
-Przepraszam..- nie umiał wydusić z siebie żadnego słowa.
Każde, które miał w zamyśle grzęzło mu w gardle. A ona obdarzyła go swoim
starczym wzrokiem. Odczytał z nich ogromny ból. Po tylu latach nadal cierpiała,
a on... on również przeżywał to samo. Wahała się, czy aby na pewno wybrał
odpowiedni moment. Czuł jak mierzy go swoim spojrzeniem, które w ułamku sekundy
stało się tak zimne. Nie wiedział czy miał znów cokolwiek powiedzieć.
-Witaj mój synu...- odrzekła zachrypniętym głosem starsza
kobieta. Jej słowa odbijały się echem w jego głosie. Nie mógł uwierzyć, że go poznała. Tyle lat...
-Jak się pani czuje?- spytał machinalnie spuszczając wzrok.
Nic innego nie przychodziło mu do głowy. Nie chciał rozdrapywać starych ran.
szczególnie u tej kobiety.
-Wiem czemu przyszedłeś. Chodź za mną.- odrzekła i wstała
zerkając na niego ukradkiem. Nie sprzeciwiał się, tylko grzecznie poszedł za
kobietą. Nie był pewien czego sie od niej dowie, a raczej czy czegokolwiek sie
od niej dowie. Nie mógł uwierzyć, że tak ciepło go powitała. Nie zasługiwał na
to. Zdecydowanie nie zasługiwał, ale ona zawsze była miłosierna. Jak jej córka.
Właśnie... jak jej córka.
Zaprowadziła go do ciemnego salonu. Nie oświetlała go żadna,
chociażby najmniejsza lampka. Anna kochała mrok. Zawsze siedziała w
ciemnościach, gdy on prosił, by włączyła światło. Nie słuchała go. Z czasem
przyzwyczaił się do jej dziwactw. Przyzwyczaił się, bo ją kochał. Kochał nad
życie. Jej odejście tak bardzo go bolało. Może, gdyby pożegnała się w inny
sposób... Ocknął się dopiero wtedy, gdy starsza kobieta postawiła przed nim
parujący napój. Usiadła obok Karola za sofie. Zapanowała wszechogarniająca i
krępująca cisza. Mężczyzna bał się w jakikolwiek sposób odezwać. Nie wiedział,
czy wypada mu cokolwiek mówić.
-Ona wcale Cię nie zdradzała. Nie mogłaby. Za bardzo Cię
kochała. Po śmierci siostry byłeś dla niej wszystkim. Ja sama do tej pory nie
mogę uwierzyć w to co się stało. Anna..wcale nie miała kochanka. Ona.. była
chora na raka. Nie chciała Ci mówić. Dopiero teraz wiem, ze nie chciała byś
widział jak znika. Myślała, ze to jedno z najlepszych rozwiązań. czasu się
niestety nie cofnie. - siedział jak otępiały. Nie mógł wydusić z siebie żadnego
słowa. Ona chora na raka? Ta młoda i pełna życia dziewczyna? czuł, ze nie
wytrzyma dłużej. Przytulił płaczącą
kobietę i wyszedł z jej mieszkania. Wsiadł do samochodu i pojechał na cmentarz.
Tak dawno tam nie był. Widok tych wszystkich grobów przygnębił go jeszcze
bardziej. Sama świadomość tego, iż gdzieś tutaj spoczywa jego ukochana
sprawiała, że stawał się wrakiem człowieka. Nie mógł zmienić rzeczywistości.
Mógł ją po prostu zaakceptować. Jednak to wcale nie było takie proste. Nic nie
jest, nie było i nie będzie proste. Bez problemu odnalazł grób ukochanej Anny.
Miał wrażenie, ze dookoła unosi się zapach jej lawendowych perfum. Usiadła na
ławeczce i wbił wzrok w płytę nagrobkową. Pod powiekami zbierały mi się słone
krople łez, które wypływały spod zaciśniętych. Nie umiał teraz nie płakać.
Wbrew pozorom miał uczucia.
-Kochanie, czemu mnie opuściłaś? Byłaś dla mnie wszystkim.
Nic nie było droższe od Ciebie. każda sekunda przepełniona była myślą o Tobie.
Byłaś w moich snach, w moim życiu. Moje oczy chłonęły Twój obraz bez
opamiętania. Uczyłaś mnie tego co ludzkie, uczyłaś mnie kochać i być kochanym.
Nigdy nie zapomnę tego, gdy spijałem słodycz z Twych ust. Niebo ani zmienia..
to wszystko były marnością przy Tobie. Błyszczałaś jak słońce.. moje własne
słońce. Przy Tobie czułem, ze żyję. Byliśmy tą jednością, która nie mogła sie nigdy
rozerwać. każda część mojej duszy tak tęskni do Ciebie. Przez tą tęsknotę
wyniszczam siebie samego. czemu mi to zrobiłaś, no czemu?! Kocham Cię jak
głupiec, do szaleństwa! Oddałbym dusze diabłu, byle byś była tylko bezpieczna.
Nie zamieniłbym Cię na nikogo innego. Skarbie.. czemu to zrobiłaś? Bez Ciebie
nie mam już po co żyć. jestem wrakiem, rozumiesz? - głos mu się załamał. Nie
był w stanie ukryć swoich emocji. tak bardzo jej pragnął. Dotyku, zapachu,
uśmiechu. I obecności. sama świadomość tego, że jest gdzieś tam na górze, nie
wystarczyła mu. Chciał, by była namacalna. Mimo tego, ze minęło już tyle lat,
nadal nie pogodził się z jej śmiercią. Nigdy się z tym nie pogodził. Nie umiał.
Uczyniwszy znak krzyża opuścił miejsce bolesnych wspomnień.
Zdruzgotany odpalił silnik i wyjechał na drogę. ręce nadal mu drżały, ale jak
najszybciej chciał być w domu. Pod
powiekami dalej kryły się krople łez. Pustka po stracie ukochanej ogarniała go
całego. Nawet z tym nie wałczył, lecz poddawał się biernie wyniszczającemu
uczuciu. Zjechał momentalnie na pobocze. Nie chciał doprowadzić do wypadku i
śmierci niewinnych osób. Wysiadł z auta i począł głęboko oddychać. Musiał się w
jakikolwiek sposób uspokoić. Usłyszawszy trzask łamanych gałęzi odwrócił się.
Jak nic nie znacząca klatka przed oczyma przeleciał mu obraz dwóch mężczyzn
wyjmujących pistolet. jak przez mgłę, pamiętał moment, gdy jeden nacisną spust.
Nie zdążył uchronić swojego ciała przed pociskiem. Z hukiem upadł na ziemię, a
jego oczy pochłonęła ciemność...
Podoba mi się sposócb opowiadania i określanie emocji, czego coraz częściej brakuje.Wciągnęło mnie i bez krępacji mogę dać 10/10, bo naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Sądzę, że jeszcze trochę szlifu i będzie można tworzyć opowiadania do gazet lub nawet książki.Przy takim talencie - wystarczy chcieć. Pozdrawiam ^o.o^ Megumi - chan.
OdpowiedzUsuń