-Numer 126, wyłaź!- z oddali dobiegał stanowczy głos policjanta. Mieszkaniec tejże celi zacierał ręce, po usłyszeniu tegoż jakże radosnego komunikatu. Wstał z zimnej pryczy, pożegnał swoja celę. Celę, w której spędził dziesięć lat. Teraz jest nareszcie wolny. Zasmakuje normalnego jedzenia, upoi się świeżym powietrzem. Pójdzie na prawdziwy spacer.
-No ruszaj się , bo jeszcze posiedzisz sobie jeszcze drugie tyle! – przed cela staną korpulentny funkcjonariusz. Wyprowadził więźnia, popychając go od czasu do czasu. Ten tylko odwarkiwał mu . Teraz czuł się panem i władcą.
Był za kratami. Za murami tego całego burdelu. Już nie musi wdychać potu innych skazańców. Ostatni raz zjadł breję w areszcie. Teraz już tylko wolność . Widział jak patrzyli na niego ludzie. Każdy lustrował jego pooraną bliznami twarzy. Mierzyli wzrokiem jego chuderlawe ciało. O nie ! Teraz już tam nie wróci. Przyszykuje słodka zemstę, ale tak by nikt się nie dowiedział. I już pierwszą ofiarę ma. A zemsta będzie sycić jego oczy i uszy. Nie będzie spalony. Teraz to on spali lub da poznać swoja łaskę. On jest królem. On…
(…)
-Frida! Spakowana?- blondynka usłyszała donośny głos mężczyzny. Pakowała się już pod pół godziny. Nie spieszyło się jej zupełnie, ociągała się jak tylko mogła. Karol wykazywał się w stosunku do niej szczególną cierpliwością. Czyżby to wczorajsza rozmowa tak go zmieniła? Dziewczyna pokręciła przecząco głową. Burza lśniących blond loków okryła jej idealnie wyrzeźbioną twarz. Odgarnęła je i zgarnęła za ucho, na którym połyskiwało dziewięć złotych kolczyków. Z dużej drewnianej szafy wyciągnęła ostatnią bluzkę. Bluzkę, którą sprawiła sobie za ostatnie pieniądze od matki. Za pieniądze, które zostawił im ojczym, zanim umarł. Przyłożyła bluzkę do twarzy, pozwoliła by delikatny materiał pieścił jej skórę. Jej oczy , od pewnego momentu smutne i nieobecne , niegdyś żywe jak iskierki, zaszkliły się. Otarła spływającą łzę i wstała z kucek. Ostatnią rzecz wrzuciła do walizki, po czym zamknęła ją . Przygładziła dłońmi lekko pogniecioną spódnicę, poprawiła czarną, dopasowana bluzkę. Przejrzała się w dużym pozłacanym lustrze. Zmierzyła siebie i swoja posturę krytycznym wzrokiem. Przed sobą ujrzała dziewczynę, wyglądającą na co najmniej siedemnaście lat . Wysoka i szczupła, jednak nie zbyt chuda. Kształtne piersi wypełniały jej ciemną , czarną koszulkę. Nie można było nie zauważyć wspaniałych nóg, które wyglądały na jeszcze większe, z powodu niebotycznie długich obcasów. Miała delikatny zarys twarzy, jednak wyjątkiem były wystające kości policzkowe. Złociste włosy , ułożone w niesforne pukle, gładko opadały na ramiona. Zielone oczy spoglądały spod zaakcentowanych czernią powiek . Wydatne, naturalne czerwone wargi –wargi, o których mężczyźni śnią po nocach .
Taka właśnie była opinia wielu facetów. Ilekroć była w klubie, słyszała ich niemoralne propozycje lub też dziwne komentarze. Do tej pory pamiętała pełen obłędu wzrok jednego z tych śmierdzących pijusów. Złapał ją w drodze do toalety i przygwoździł do ściany. Zaczął dotykać, jego oddech przesączony był tanim alkoholem. Próbowała się wyrwać, ale jego obrzydliwe łapska błądziły po jej ciele. Wtedy ktoś ją uratował . Dobrze pamiętała tą twarz. Potem stała się jej nieszczęściem. Ona chodziła jeszcze wtedy do szkoły . To były piękne czasy a, ten klub .. On właśnie był początkiem jej haniebnej kariery. Nigdy tego, nie zapomni, nigdy …
-Frida , co ty tutaj robisz. Znów rozdrapujesz rany? – spytał Karol widząc dziewczynę, której wzrok był gdzieś w kosmosie. Podszedł do niej i staną za. Wyglądali jak para z komedii . On mężczyzna dochodzący po trzydziestce, wyglądający na o wiele starszego, wysoki, barczysty i młoda kobieta, mająca w zanadrzu wiele kart, na których piętno odcisnęło życie . Wzdrygnęła, kiedy położył jej dłonie na ramionach. Zastygła w bezruchu , czekając na jego krok. Spodziewała się wszystkiego, nawet najgorszego.
-Pakuję się, nie widzisz ? A to co robie, nie powinno Cię obchodzić – powiedziała lodowatym tonem i odeszła od lustra. Zabrała swoją walizkę, jeszcze raz rzuciła ostatnie spojrzenie na pokój, w którym wszystko się zaczęło, jej przygoda z tym zagadkowym człowiekiem . Ostrożnie zeszła na dół po kręconych schodach wyściełanych czarnym dywanem. Gdyby ktoś nieznajomy wszedł do tego dom , mógłby pomyśleć, że to jakiś dodatkowy domek kogoś z ważnych osobistości . Jak na męska rękę był schludny, urządzony w wykwintnym , a zarazem awangardowym stylu. Dziewczyna westchnęła, wbrew wszystkiemu było jej szkoda rozstawać się z tym domem, a szczególnie z jednym pomieszczeniem, do którego miała niesamowity sentyment . Był to mały strych położony w najwyższej i najdalszej części domu . Zawsze chodziła tam, gdy sprawy z Karolem wymykały się spod kontroli. To małe pomieszczenie stało się jej przystanią w złych jak i dobrych chwilach .
Zanim się obejrzała stała przy ogromnych wyjściowych drzwiach. Nacisnęła klamkę, przymknęła oczy przed ciepłymi promieniami słonecznymi, które skutecznie raziły jej oczy. Wyszła na zewnątrz. Rozejrzała się po majestatycznym ogrodzie. Bujna zieleń i roślinność nadawały temu miejscu magii. Zapach kwiatów swoim przyjemnym zapachem pieścił jej nozdrza. Zielonooka usiadła na małej ławeczce. Rozłożysty parasol chronił ją przed natarczywymi promieniami. Tym razem to ona musiała czekać na Karola .Czemu on poświęcał jej teraz tyle czasu ? Wiedziała, że on nic jej nie powie, a sama także nic z niego nie wyciągnie. Z oddali dostrzegła go, idącego w jej kierunku. Pomachała mu, czekając aż weźmie jej walizkę .
(….)
Stanęli przed ogromnym domem urządzonym w wiktoriańskim stylu. Położony był gdzieś na obrzeżach, z dala od całego zgiełku. Zewsząd okalał go magiczny ogród, a dalej rozciągał się majestatyczny ,a jednocześnie groźny las. Wejścia do domu broniła wysoka, brama porośnięta bluszczem. Karol wziął bagaże dziewczyny i udali się w kierunku posiadłości. Blondynkę ogarnęło dziwne uczucie osaczenia. Od dwóch miesięcy przebywała prawie zamknięta, a teraz miała przystosować się do nowej sytuacji. Brunet otworzył bramę, przepuścił ją, jak na dżentelmena przystało. Odpowiedziała mu cichym ‘dziękuję’ i szła prosto przed siebie wykładaną kamieniami dróżką, aż nie doszła do drzwi. Wzrokiem poszukała Karola, idącego za nią powoli. W jednej ręce trzymał bagaż, niby wszystko było w porządku, ale jej uwagę zwróciła jego głowa . Nie była podniesiona tak jak zawsze, lecz opuszczana, na znak skruchy i oddania? Frida popatrzyła na niego, jej wargi drgnęły w delikatnym uśmiechu. Zauważył to, odwzajemnił uśmiech, a raczej próbował odwzajemnić .
Przyspieszył kroku i znalazł się obok dziewczyny. Skiną głowa, by ta nacisnęła dzwonek . Wykonała jego polecenie, niechętnie z ociąganiem .
-Witaj Karol! Widzę, że przyprowadziłeś nam gościa. – drzwi otworzyła im ładna brunetka . Frida spojrzała na nią nieśmiało, a ta posłała jej serdeczny uśmiech . Dziewczyna mimowolnie przeniosła swój wzrok na Karola. Wyglądał on jej na lekko skrępowanego, jakby znalazł się w dosyć niekomfortowej sytuacji . Dziewczyna nie wiedziała jak bardzo była bliska prawdy .
Karol od samego rana czuł się nieswojo. Dotarło do niego, że musiał rozstać się z osobą, do której tak bardzo się przywiązał. Z dnia na dzień stawała mu się coraz bliższa. Przed oczyma miał obraz jej nagiego drobnego ciała, ciała zhańbionego, wystawionego na pokusę diabłu . Obraz ciała, które oddawało mu się z pokorą, płakało z bezsilności, kiedy je wypełniał . Ciało drżące, otoczone delikatną, zmysłowa skórą, reagujące na każdy bodziec dochodzący z otoczenia. Duże zielone oczy otoczone ciemną firanką gęstych rzęs. Fantazyjne spojrzenie, czasem pełne ognistej kokieterii, kiedy indziej zaś pełne gniewu, irytacji. Zmysłowe usta, tak one najbardziej działały na wyobraźnie, zachęcając do nieprzyzwoitych czynów. Krwisto czerwone, jakby pomalowane szminką z mienionej epoki, pełne, zapewniające niebiańską rozkosz. Twarz o ostrych rysach, lekkie rumieńce dodające uroku. Tego obrazu nigdy nie da się zapomnieć. Wszystko co tutaj wymienione tworzyło jedną z najpiękniejszych i najbardziej przeklętych dziewczyny świata : Fridę. Na myśl o wspomnieniu, jego ciało przeszła fala gorąca. Idąc kamienistą dróżką do domu swojego przyjaciela, myślał o tym, by porwać ją w ramiona i nigdy nie wypuścić. Złożyć jej na ustach ciepły pocałunek, pełen miłości oplecionej w troskliwość i oddanie .
-Karol! Ziemia do Ciebie! Czy ty naprawdę chcesz tak tu stać!? – głos lekko podirytowanej znajomej wyrwał go z zaświatów. Pokręcił głową w odpowiedzi usłyszał salwę śmiechu . Śmiechu, który nie gościł zbyt często, który był lekarstwem dla duszy .
-Nie, jasne, że nie – posłał niebieskookiej brunetce uśmiech .
Wszyscy troje weszli do ogromnego domu. Fridę nie zaskoczył dosyć staroświecki wygląd, jednak wystrój przekropiony był nutką awangardy. Obok portretów wisiały najprzeróżniejsze obrazy, nie mające nic wspólnego z dobrym smakiem. Długim wąskim korytarzem szli w kierunku jakiegoś pomieszczenia. Frida nie znała tego domu, to była dla niej nowość. Nie wiedziała czego się spodziewać. Była jak obcy na obcej ziemi*
-Chodźcie tutaj- nieznajoma Fridzie dziewczyna wskazała gestem dłoni na znajdujący się na lewo pokój. Blondynka zauważyła, że Karol skiną jej głową. Mężczyzna obrzucił zielonooką ciepłym spojrzeniem. Nastolatce krew w żyłach zaczęła szybciej płynąć. To co teraz się działo, przechodziło jej najśmielsze oczekiwania. Jak? Jakim prawem on się do niej uśmiecha!? Niegdyś po by ją uwieźć, teraz by dodać jej otuchy .
Zza ogromnych drzwi zdobionych metalowymi okuciami wyłonił się przystojny wysoki blondyn. Patrząc w jego oceaniczno niebieskie tęczówki można było utonąć. Blond włosy ułożone były w ciekawą fryzurę, podkreślały prawie że doskonałe rysy twarzy mężczyzny . Ubrany był gustownie, co nastolatce bardzo się spodobało. Nie na codzie miała do czynienia, z takimi osobnikami. Na pierwszy rzut oka, wcale nie przypomniał geja. Pamiętała dobrze rozmowę ze starszą panią, która mówiła, że człowieka nie należy oceniać po zewnętrznej powłoce. To była święta prawda. Kochała tą panią tak samo, jak swoją babcię, lecz nie dane jej było długo z nią pobyć. Któregoś pochmurnego marcowego poranka dowiedziała się od córki starszej dobrodziejki, że ona nie żyje. Poczuła wtedy żal do całego świata. Jednak po miesiącu zaczęła się oswajać z myślą, że nie dane jej znać kogoś, kto dał by jej bezgraniczne szczęście. Od tego smutnego wydarzenia minęło pół roku, a ona na same wspomnienie czuła ukłucie w sercu, tak bolesne, że mgła przysłaniała jej oczy, a ona gotowa była upaść bezwładnie na ziemię .
-Czy ona znów odpłynęła?
-Ostatnio to zdarza się jej dość często .
-Myśli o przeszłości.
-Nie zgadzam się. Teraźniejszość także niszczy ją od środka .
Autorką ostatnich słów była długonoga brunetka, która od początku wizyty starała się złapać z dziewczyną kontakt. Tak bynajmniej wydawało się, wyrwanej już z rozmyślań Fridzie. Jej burza złocistych loków uniosła się, kiedy dziewczyna potrząsnęła głową. Niepewnie uniosła głowę do góry, by swój wzrok skierować na nieświadomych niczego osobników. Nieznajomy mężczyzna przyglądał się jej z zaciekawieniem, a brunetka obdarowała szczerym uśmiechem, odsłaniając przy tym swoje białe proste zęby .
-Witaj w naszym skromnym progu droga damo! Jestem Robert, ale mów mi Robi .Teraz jeśli pozwolisz porozmawiam z Karolem, a ty pójdziesz z Marysią .
To wypowiedziawszy Robert wraz z Karolem zamknęli się w gabinecie. Marysia, bo tak miała na imię owa tajemnicza brunetka poprowadziła Fridę wzdłuż domu, do jej teraz własnego pokoju. Blondynka nieśmiało rozglądała się dookoła siebie. Rozchylała swe pełne wargi, gdy mijała ekstrawaganckie obrazy, przepełnione brutalnością, fantazją, jakby magią wyzierającą spoza ram, chcącą ustanowić własną konstytucje. Rządy autorytarne, prowadzone silna ręką, właśnie tak człowiekiem powinien kierować rozum, a nie serce, które kieruje się namiętnościami .
Dziewczyny wyszły do ciemnego pomieszczenia. Maria po omacku odszukała włącznik i zapanowała oślepiająca jasność. Znajdowały się w przestronnym pokoju, wyglądającym jak z bajki. Łoże z baldachimem ułożone wzdłuż ściany pokrytej tapetą w fantazyjne kwiaty w kolorze czerwonym. Wystrój całkowicie podchodził pod jej gust. Cały pokój wyglądał tak, jakby to ona dyktowała wygląd i wystrój tegoż pokoju.
-Widzę, że Ci się podoba, a przynajmniej tak wnioskuję po twojej minie. To zasługa mojego brata, który chciał Cię jak najlepiej przyjąć, wiesz, żebyś się go nie bała –powiedziała i usiadła na łóżku. Blondynka nadal nie mogła uwierzyć, że obcy ludzie tak się dla niej poświęcali. Było w tym coś pięknego, sprawiało, że pogląd na ludzi zmieniał się diametralnie. Od zawsze doświadczała samych przykrości, każdy jej krok postrzegany był jako pocałunek śmierci. Ona była jak upadły anioł, zesłany na ziemię przez szatana. Wysłanniczka mocy piekielnych, demoralizatorka otoczenia, gwałcicielka praw i Bożego Dekalogu.
-On jest przepiękny! Jeszcze nikt nie okazał mi tyle serca. Odkąd pamiętam spotykałam się tylko z tępieniem mojej osoby jak zarazy, plagi rozprzestrzeniającej się na wszystkie narody. To co wy dla mnie zrobiliście jest nie do opisania. Jesteście wspaniali, a ja nie wiem jak się Wam odwdzięczę- w jej smutnych oczach zaszkliły się zdradliwe łzy. Okazała swoje wzruszenie, chociaż przysięgała. Przysięgała na to co niestworzone i niewidzialne, że nie okaże słabości, a oschłość będzie jej gipsową maską. Wzruszona, przepełniona radością podeszła do siedzącej Marysi u rzuciła się jej na szyję. Ta przygarnęła ją do siebie, czując bijące serce i miłość kruszącą lodowce arktyczne. Będąc w podróży przez kilka dobrych lat zdążyła poznać ludzi. Ta mała z pewnością nie należała do osób nie doświadczonych przez życie. W tym małym ciałku i duszyczce kryło się wiele tajemnic, a bogata przyszłość tylko czekała by ktoś zobaczył jej dorodne plony. W uścisku dającym obu stronom miłość i radość z bliskości drugiej osoby trwały dobrą chwile. Chwilę, w której zbliżyły się do siebie bez słów, chwilę, w której nie było słychać nic oprócz bicia serc.
-Masz może ochotę coś zjeść?- spytała Marysia, kiedy obie panie rozluźniły uścisk. Frida odpowiedziała jej niemym przeczącym ruchem głowy. Brunetka jednak nie posłuchała nastolatki i udała się do kuchni by przynieść coś do jedzenia i picia. W tym czasie zielonooka została sama ze swoimi natarczywymi myślami. To co działo się dookoła niej przypominało skutki niszczącego żywiołu. Ona sama powoli wciągała się w jego wir. Nie musiała długo czekać na towarzystwo. Marysia wróciła z tacą pełną smakołyków, obok, których stały dwa kieliszki. Dziewczyna wzięła jeden do ręki i umoczyła usta w czerwonej cieczy. Poczuła nieodpartą chęć powierzenia swoich sekretów zaufanej osobie. Nie wiedziała, czy to wino tak na nią działało, czy obecność osoby, w której czuła bratnią duszę.Tą osobą był nikt inny jak brunetka. Dopiero teraz w jasnym świetle lampy Frida widziała ją dokładnie. Marysia była ładna dość wysoką i szczupłą osóbką . Oceanicznie niebieskie oczy spod, których wyzierało ciepło i miłość skierowane były na jeden z obrazów. Długie, zgrabne nogi skrzyżowane przyozdobione skromnymi szpilkami. Karnacja w kolorze jasnej czekolady połyskiwała jak po wyjściu z wody. Pukle brązowych włosów, zebranych w gruby warkocz opadały na ramiona. Wydatne usta w kolorze dojrzałych malin smakowały wykwintnego wina. Urok kobiety podkreślała biała sukienka za kolano. Marysia z wyglądu przypominała anioła, anioła, który czuwał by nikt na tej zdradliwej ziemi nie doznał krzywdy, ni kropli cierpienia.
-Kochanie, widzę, że mi się dość intensywnie przypatrujesz. Ubrudziłam się? – spytała kobieta oblizując kąciki warg. Blondynka speszyła się nieco, bowiem pragnęła, by niebieskooka nie zauważyła jej spojrzenia.
-Nie, oczywiście , że nie. Ja tylko…- wydukała patrząc w podłogę, a dokładniej w jeden z wielu kształtów na puchatym dywanie w kolorze dojrzałej wiśni.
-Nie tłumacz się. Czy mogłabym Cię o coś zapytać ? – teraz role się odwróciły to brunetka była skrępowana. Nerwowo pocierała dłonie, czasami odgarniała zagubiony kosmyk.
-Oczywiście.
-Jak poznałaś Karola?- to pytanie lekko wbiło nieletnią w ziemię. Spodziewała się wszystkiego, jednak nie tego. To było jak rozdrapać niedawno skaleczona ranę. Stróżki krwi pociekną, od nowa będzie się zabliźniała, lecz nie tak szybko jak za pierwszym razem .
-Jeśli masz czas to opowiem Ci tą historię. Tylko proszę, trzymaj mnie za rękę – powiedziała Frida. Brunetka zrobiła tak jak prosiła ją towarzyszka. Delikatnie ścisnęła kruchą, ciepłą w dotyku dłoń. Dłoń, która wiele w życiu widziała i … trzymała.
(…)
W kącie ciemnego pomieszczenia owianego tajemnicą i grozą siedziała skulona postać. Nie ruszała się, nie dawała żadnego znaku życia. Światło księżyca przebijało się przez małe zakratowane okienko. Zerkało na ową postać, zwiniętą w kłębek. Słyszało jej szloch, tak cichy, lecz pełen goryczy i bólu. Łagodnie dotykało niewinnej twarzyczki, splamionej hańbą nieczystości. Łzy spływały jedna po drugiej, kapiąc bezszelestnie na betonową posadzkę, przesiąkniętą chłodem i zapachem ludzkich ciał oraz potu. Ogrzewało ją drobniutkie, nagie ciało, które pokrywały ślady krwi. Drobne ciałko, wijące się z bólu, błagające Najwyższego by pomógł jej w niedoli. Błagania zrozpaczone, rozdzierające serce. Tragedia tysiąca i jednej nocy. Haniebna zagłada ludzkiego ciała i duszy. Mała istotka podrygiwała wraz z każdą fala niemiłosiernego bólu. Jej twarz wykrzywiona była w grymasie pokutnicy, cierpiętnicze piętno okryło ją jakby maska piekielna. Księżyc widzący to wszystko łkał gdzieś w przestworzach. Pragną zabrać dziewczynkę gdzieś, gdzie nie zazna smutku. Gdzieś, gdzie jej ciało odpocznie, stanie się powłoką z nietykalnego gazu. Jego gdybania, były jednak nadaremne. Nie mógł nic zrobić, by pomóc swojej wybrance. Wycofał z pomieszczenia swe promienie by nie zawstydzać zhańbionej duszyczki.
Dziewczyna próbowała utrzymać ból w ryzach. Z każdym chociażby najmniejszym ruchem przybierał na wadze. Jej oczy pokryte były łzami, które mozolnie spadałby na betonowe łoże. Przekręciła się na bok, poczuła przeszywający ją ból brzucha. Krzyknęła, zacisnęła krwawiącą szczękę . Skuliła się, marzyła by teraz umrzeć. Kwiatową drogą wspomnień powracała do lat, gdy była szczęśliwa. Do beztroskich dziecięcych lat, pozwalających na poznanie świata. Jego piękna i różnorodności.
Nie poddawała się. Uniosła się na posiniaczonych rękach. Bezwładne ciało odmawiało posłuszeństwa, prosząc o wieczny odpoczynek. Wzięła głęboki wdech. Powietrze przesiąknięte było zapachem fetoru. Otarła ręka zakurzoną twarz, twarz grzesznicy. Twarz małoletniej dziwki. Oto była jej kara.
-Boże, czemu mi nie pomogłeś? Kocham Cię, wierzę w Ciebie, a ty co?! Patrzysz, pozwalasz na to bym cierpiała! Nie ulitujesz się nade mną? Nadal będziesz szczycić swe święte oczy moją męką? Nie obchodzi Cię jak cierpię?! Odpowiedz! Czemu milczysz? Czyż nie jestem godnym rozmówcą? Czy nie jestem Twoim dzieckiem? Nadal milczysz. Nie rozumiesz mnie. Nie chcesz zrozumieć. Pastwisz się nade mną jak kat nad skazaną duszą. Gdzie teraz zaprowadzisz moją duszę? Czyżbyś jej nie chciał? Ty przecież wolisz te czyste duszyczki, nieskalanych aniołków. O Najjaśniejszy! Jestem potępiona na wieki! Grzesznica na wieki będzie nosiła to piętno. Ty mnie nie zbawisz. Zostałam sama. Nie mam już Ojca ni Matki Świętej. Opuściliście mnie. Teraz gdy konam tu jak pies, wy nie chcecie mi pomóc. Nienawidzę Was! Nienawidzę Was, słyszycie! Oto jest dzień, w którym odwracam się od Was! – to wypowiedziawszy ostatkiem sił uniosła ręce ku górze- Was już nie ma w moim sercu! Precz! Precz! Precz!..- powtarzała jak w malignie. Furią kierowao się jej serce, rozum przyćmiła nienawiść do Stwórcy Niebieskiego. Ona żyła dla siebie, nie dla niego. Od tej pory nie wierzy w nic, oprócz bicia swojego serca. Oddychała niespokojnie. Nie mogła uregulować oddechu. Żyła umierając i umierała żyjąc. Te dwie zależności czyniły ją silniejszą.
-Wstawaj! Nie czas na użalanie się na sobą! Co, nie lubisz na ostro? Słonko, ujeżdżałem dziksze niż ty. Zresztą zaraz się Ciebie pozbędę. Pojedziesz gdzieś, gdzie na pewno Ci się spodoba.- zbliżył się do niej. Odwróciła wzrok by nie widzieć jego twarzy. Mężczyzna ujął jej podbródek w swoje potężne, szorstkie dłonie. Wstręt, to jedyne co czuła. Te same ręce przed chwilą pieściły jej delikatne ciało, te dłonie zadawały jej ból i sprawiły, że wygląda jak wygląda. Odsunęła się, jego uścisk się wzmocnił. Próbowała się wyszarpać, przyciągną ją do siebie .Zaczęła płakać, bezgłośnie wołać pomocy, czuła na sobie jego oddech. Zwierzęcy oddech przepełniony pożądaniem.
-Nie wyrywaj się –szepną jej do ucha-jeszcze nie dawno jęczałaś z rozkoszy, kiedy penetrowałem twoje wnętrze, a teraz co? Boisz się swojego wujka i jego ogiera?
Dziewczyna nie odpowiedziała, spoliczkowała go. Słyszała jego wściekły syk, po chwili sam ją uderzył. Wstał, popchną bezwładne ciało dziewczyny, otrzepał spodnie, potem potarł o nie ręce.
-Ubieraj się ty mała dziwko. Zaraz jedziesz. I żebym Cię na oczy nie widział- warkną i wyszedł z pomieszczenia. Wystraszona dziewczyna ostatkiem sił wstała i ostrożnie stąpając odnalazła swoje porozrzucane części odzieży. Nakładała je powoli, ciesząc się chociażby częściową ochroną strefy intymnej. Strefy, którą ten sukinsyny bawiły się niczym wyścigowym samochodzikiem.
Otworzyła drzwi od celi zniewolenia. Dookoła panowała grobowa cisza. Liście drzew nie poruszały się na wietrze, pies w zagrodzie obok nie ujadła. Wszystko jakby pogrążone w głębokim śnie. Nawet księżyc, każdej nocy oświetlający drogę swym światłem, teraz jakby przygaszony. Dziewczyna zasmuciła się, a jej serce przepełnił żal. Żal do samej siebie i świata. Żal do Boga i do człowieka. Żal do egzystencji swojego istnienia. Szła powolnym krokiem, by nie zakłócić spokoju wszechobecnej ciszy. Z dala dostrzegła dwie postacie idące ku niej. Skuliła się w sobie, zmalała. Pragnęła ukryć się teraz, wtopić się w jeden z wielu przedmiotów. Oni byli coraz bliżej. Słyszała ich sprzeczną rozmowę, ich twarze zwrócone ku sobie we wrogim porachunku.
Ona stała bez ruchu. Strach kierował umysłem, był panem i władcą. Zbliżali się coraz bardziej. Jeszcze tylko trochę. Byli tuż przy niej. Pożerali wzrokiem.
-To ona ? –spytał nieznany jej mężczyzna. Był to gość tęgi, jego rysów twarzy nie dostrzegła w mroku.
-Tak. Zabieraj ją, ale to już! Nie chcę widzieć tej małej ladacznicy. Ona przynosi same kłopoty.
-Masz to jak w banku. Mój kolega się nią należycie zaopiekuje.
Popchnął ją w kierunku wozu. Warkną, kiedy nie zapięła pasów. Jechali w ciemności, słychać było tylko ich równomierne oddechy. Po godzinie męczącej jazdy dotarli na wyznaczone miejsce. Duży dom zbudowany w wiktoriańskim stylu, imponował swą dostojnością i gracją. Wysiedli, udali się w stronę ogrodzonej żywopłotem bramy. Zerwał się lekki wiatr. Muskał skórę dziewczyny, pozostawiając na niej ślad w postaci gęsiej skórki. Bała się. Ona naprawdę się bała. Żołądek podchodził jej do gardła na samą myśl o tym, co zaraz może się wydarzyć. Wzięła głęboki oddech, kiedy czekali przed drzwiami tajemniczego mężczyzny. Usłyszała kroki, coraz to bardziej i bardziej nasilające się . I w końcu zobaczyła jego…
(…)
Frida ukradkiem otarła łzę. Zrobiła to, rozdrapała ranę przeszłości. Jedną z wielu. Czuła się jak przegrany i zwycięzca. Spojrzała na Marysię, która wpatrywała się w nią z niedowierzaniem. Nie mogła pojąć jak wiele wycierpiała ta dziewczyna.
-To już wszystko. Tak się właśnie poznaliśmy. Mam nadzieje, że historia była ciekawa- Frida uśmiechnęła się delikatnie. Popatrzyła na swoja dłoń, ukrytą w żelaznym uścisku. Na twarzy Marysi dostrzegła łzy. Otarła je jedną ręką.
-Czemu płaczesz ? –spytała z troską w głosie. Nie nawiedziła, kiedy jej bliscy przez nią cierpieli. Teraz do tego grona należała niebieskooka brunetka.
-Nie mogę uwierzyć, że ty tyle przeżyłaś-mówiła cicho między jednym, a drugim szlochem-Skarbie ja nigdy nie pojmę tego dziwnego życia. Pamiętaj, teraz zawsze możesz na mnie liczyć.
-Dziękuję – wyszeptała wzruszona Frida. Poczuła, że zaraz rozklei się na dobre. Przytuliła się do siedzącej obok kobiety.
-Idź się połóż skarbie. Widzę, że oczy same Ci się kleją.-rzekła Marysia wstając z łóżka. Z ogromnej szafy wyciągnęła ręcznik i ogromnego puchatego misia.
-A to na osłodę- uprzedziła pytanie blondynki, która nie mogła ukryć swojego zdziwienia. Odebrała ręcznik i poszła się odświeżyć. Weszła do ogromnej łazienki w kolorze czerwieni i bieli. Rozejrzała się dookoła, lustrując uważnym wzrokiem pełen przepychu wystrój. Napuściła ciepłej wody do wanny, nalała olejku kokosowego. Aromat wypełniał szczelnie każde pomieszczenie. Ostrożnie postawiła jedna stopę, potem z taka samą ostrożnością dostawiła drugą. Strumień ciepłej wody pieścił jej zziębnięte ciało. Niestety woda nie mogła zmyć wciąż pozostającego na jej duszy i sercu długowiecznego lodu.
Udała się w kierunku swojego pokoju. Deski skrzypiały wraz z każdym jej krokiem. Wygrywały jakiś złowieszczy rytm. Otworzyła mosiężne drzwi, w pokoju siedziała Maria. Frida zmęczona całym dzisiejszym dniem ledwo trzymała się na nogach. Nie mogła doczekać się, kiedy ułoży swe ciao na miękkich poduszkach. Brunetka przykryła ją grubą kołdrą i pocałowała na dobranoc w czoło. Potem zapadła ciemność. Dziewczyna wyjrzała przez okno. Znów ten księżyc. Jednak tym razem świecił jakby radośniej, ukazywał swe wdzięki.
Jej głowa ciężko opadła na poduszkę, a ona sama padła w objęcia Morfeusza.