Rozdział zawiera fragmenty dozwolone od +18
Może gdyby nie widziała było by jej prościej. Teraz nie mogła
uciec od jego spojrzenia. Spojrzenia rozmieniającego ją na drobne. Kiedyś miała ogromną nadzieję na zmianę, na to, że
dane jej będzie odizolować się od dominatora … koszmar po prostu powrócił.
Zaklęła cicho unosząc głowę do góry. By ten tam, w niebie usłyszał jej bluzg i
dał jakikolwiek odzew. Chociaż nie wierzyła.
A mogła. Co to by jej dało? Kolejne godziny spędzone na klęczeniu w
Kościele lub słuchanie moralizatorskich kazań pysznych księży. Skrzywiła się,
bowiem oczyma wyobraźni widziała to co zawarła w myślach. Toksyczna
wizualizacja podsycała złość. A tą kumulującą się złość musiała wyładować.
Osobnik stojący przed piętnastolatką nadawał się do tego idealnie. Kolejne wizualizowane
myśli nie należące do najmilszych. Nie najmilszych dla niego. Ona zaś mogła
stać się panią i władczynią. Władczynią jego całego.
Miło
jest pomarzyć, gdy marzenia są jedyną ucieczką. Frida z niesmakiem zauważyła, że
odlot od rzeczywistości zdarza się jej coraz częściej. Kolejna wiązanka przekleństw posłana ku
górze. Niech się podsyci cierpieniem nieletniej. Niech ukarze za
nieposłuszeństwo. Niech ukarze ją jak Balladynę. Na chwilę zapomniała o obecności pasożyta. Jednakże
powietrze przesiąknięte zapachem jego drogich perfum skutecznie drażniło jej
nozdrza. Uśmiechnęła się ironicznie, patrząc mu przy tym w oczy. Ukazać nieśmiałość.
Spuściłby się w niej tu i teraz. Gdy była twarda bał się jej i to go gubiło. A
ona nie była głupia. Nawet jeśli na taką wyglądała.
-Odezwiesz się czy nie?- zadrżała, pragnęła w tej jednej
chwili sprawić by znikł z zasięgu zielonych tęczówek. Siła perswazji nie
działa. Nie działa, gdy zdawała się być potrzebna. Wzruszyła ramionami. Bo po co niby miała
odpowiadać? Nie przyniosło by to żadnego pozytywnego efektu. A jednak. Założyła
ręce na piersiach. Nie lubił tego, a blondynka doskonale to wiedziała. Chęć
rozsierdzenia mężczyzny narastała i przyćmiewała zdrowy rozsądek.
-A co ja jestem? Ty chcesz to mam się odezwać. Żartujesz sobie
chyba. Kostka brukowa jest ciekawszym rozmówcą niż ty!- ostatni wyraz
podkreśliła pisząc go palcem w powietrzu. Lewą nogą wybiła jakiś rytm. Przymrużyła
lekko oczy, jednakże ich ironiczny wyraz pozostał niezmienny. Zdenerwował się. To mało powiedziane. On się
ewidentnie wkurwił. Policzki płonęły mu żywym ogniem. Upokorzyła go, aż nazbyt
bardzo. Raz kozie śmierć. Ona zaryzykowała. W obronie własnego „ja”. W obronie własnego
człowieczeństwa i godności. W obronie tego, czego już nie miała od dawien
dawna. Ale czy warto? Oczywiście, że
warto.
-Ty mała zdziro!- warknął, na co ona cicho się
roześmiała. Jego złość doprowadzała ją do łez, łez szaleństwa. Patrząc na owego
rozpustnika nie widziała nic, poza kupą nic nie wartego cielska. Człowiekiem go nazwać nie umiała. Pogardził
nią jak tylko mógł. A ona nie zamierzała być mu posłuszna. Czasy, gdy kobieta
bała się mężczyzny jak ognia stały się teraz odległym snem. On także musiał to
wiedzieć, jednakże nadmiar testosteronu w jego umyśle sprawił, iż zapomniał o
tym aspekcie. Podniosła na niego wzrok, który przez chwilę dokładnie lustrował
czubki jej butów. Nawet nie chciała wyobrażać sobie tego, co by z nią zrobił,
gdyby byli sam na sam. Po jego oczach widziała jak bardzo musiał się hamować.
To wszystko przemawiało przez niego tak wyraźnie. Chociaż próbowała, nigdy nie
umiała rozgryźć tego człowieka. Intrygował ją od samego momentu poznania.
Zagnieździł się w jej sercu gdzieś, gdzie ona sama nie dały rady dojść.
Paradoksalnie uciekała od czegoś, czego sama była częścią. Uciekała od tego co
się stało i co trwało nadal. Płakała w poduszkę, gdy nikt nie widział i
cieszyła się, gdy dookoła niej siedzieli wszyscy. Nie zwykła okazywać słabości,
uważała, że to ją zabije.
Patrząc w twarz człowieka, zastanawiała się, czy nie
rzuci się na nią. W jego pociemniałych od złości oczach dostrzegła nieznaczny
błysk pożądania. Przecież tak dawno nie widział jej ciała. Musiał się hamować,
co stało się dla niego najdłuższym z możliwych wyroków. A ona chociaż nie była
w nim, wiedziała. Postanowiła się w
końcu odezwać. Przecież na to czekał. Jako klient miał prawo do wszystkiego.
-Zamknij się! Czy ja na każde Twoje zawołanie mam
rozszerzać przed Tobą nogi? Czy to, że chcesz oznacza, że muszę? – wrzasnęła
wzbudzając zainteresowanie przechodniów. Obejrzał się dookoła i widział ich
łakomy na nowe plotki wzrok. Teraz jednak zajęty był czymś innym. Wpatrywał się
w tą stojącą przed nim postać dziewczyny. Kobiety. Mierząc ją wzrokiem czuł
przypływ pożądania, który jego zdaniem miał zabić bezsilność i złość. Jadąc
tutaj, nie sądził, że ujrzy Fridę. Jego podejrzenia rosły z minuty na minutę. A
ona przecież nie mogła się dowiedzieć. Na pewno nie teraz. Pragnął dać jej
karę. Ukarać za to, czego nie zrobiła. A mógł wszystko. Wypowiedź blondynki
sprawiła, iż nie wiedział co odpowiedzieć. Chora mentalność nakazywała mu tylko
jedno. Ciało współgrało z jej myślą. Uśmiechnął się przebiegle nachylając się
ku wystraszonej dziewczynie. Podczas zbliżenia swoich ust do jej szyi, poczuł
jak zadrżała. Jak słodko. Znów była jego.
-Nie rób scen skarbie. Jedziesz ze mną…- szepnął jej do
ucha, lekko przegryzając jego płatek.
Kolejny raz zadrżała, próbowała się wyrwać, lecz on był silniejszy.
Oddalił się od niej, z tym
nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Ewidentnie się nią bawił. Robił wszystko, by
czuła się jak pył. Nic nie ważny pył.
Opierała się, jednak udało się mu wsadzić ją do
samochodu. Ten strach wymalowany na twarzy… Twarzy aniołka, który wcale nie był
taki święty, jak go malują. Patrząc w lustro widział jak siedzi skulona. Napawał
się jej strachem, bezsilnością, zażenowaniem. Bo przecież tylko to mogła czuć.
A zaraz miała poczuć się jeszcze gorzej, co wcale nie martwiło go. Zacierał
wprost ręce myśląc o tym, co miało nastąpić za chwilę. Skazała go na post, a on
nie zwykł pościć. Nie zwykł czekać, a kazała. Nie zwykł prosić i tym razem tego
nie zrobił. Jechali w milczeniu. Nawet z radia nie wypływała żadna muzyka.
Cisza karmiła ich oboje. Ją niepewnością, jego pobudkami. Nie była w stanie nic
powiedzieć. Milczała, by nie zakłócić tego, co miało się wydarzyć. A przecież mogła.
Pobawić się w wybawicielkę uciśnionych dziewic. Już nie dziewic.
Hotel. Jeden z
tych pięciogwiazdkowych, na który tylko najbogatsi mogli sobie pozwolić.
Przestronny budynek pomalowany na czerwono, z wielkim szyldem u góry. Dookoła
ogrodzony ogromną bramą. Przyozdobiony pnącymi się ku górze roślinami. Musiała
skupić się na czymś innym. Jej wzrok przyciągały kolory, jednakże umysł ciągnęło
do zupełnie innych aspektów. Miała taką ogromną ochotę się rozpłakać. Zrzucić
twardą skorupę i pokazać miękkie ciało. Stać się mięczakiem. Cofnij. Ona już
nim była. Nie śmiała się odezwać, słowa grzęzły jej w gardle. Gdzie podziała
się ta odwaga? Odpłynęła wraz z prądem. Zaraz musiała wysiąść. On już to zrobił
i teraz sprawiając wrażenie kurtuazyjnego dżentelmena pomógł jej uczynić to
samo. Nawet nie podziękowała. Nie czuła takiej potrzeby. Szła za nim
posłusznie, niczym piesek prowadzony na smyczy. Suka prowadzona na smyczy.
Przekroczyła bramę, która zamknęła się za nią z łoskotem. Podskoczyła
niezauważalnie do góry. Miała wrażenie, że przekracza mury więzienia. A zaraz
ubiorą ją w pasiak i oznaczą numerkiem. Opiszą jej przewinienia i nigdy nie
ujrzy światła dziennego, ani rodziny. Bo przecież jej nie ma.
Kokietował
recepcjonistkę. Ona uśmiechała się zalotnie, eksponując swój biust ukryty za
białą służbową koszulą. Prowokowała spojrzeniami, kusiła ustami nasyconymi
krwistą szminką. Poprawiała włosy i świergotała wesoło. Gdyby mogła rozłożyłaby
nogi tu i teraz. A on mógłby wziąć ją na blacie, przy akompaniamencie
wszystkich par oczy skierowanych właśnie na nich. Położył ją delikatnie, patrząc wprost na jej
twarz. Pochylił się, by zatopić swoje usta w jej wargach. Smakował ich, aż do
utraty tchu. Dokładnie penetrował jej jamę ustną swoim językiem, a jego ręce gniotły jej obfity biust. Z pocałunkami schodził coraz
niżej, najpierw całując jej szyję, a następnie schodząc niżej. Zwinnymi ruchami
rąk rozpiąłby jej bluzkę, równie sprawnie zdjął koronowy stanik i wypuścił jej
przyjaciółki na spacer. Ona zaś pieściła jego męskość przez materiał spodni , pobudzając
ją do życia. Sam położył się na biurko, tak, że znajdował się nad nią. Podwinął
jej czarną spódnicę do góry, po czym
włożył dwa palce w jej wnętrze. Poruszał nimi rytmicznie, sprawiał, żeby stała
się wilgotna. Każdy jęk zagłuszał pocałunkiem. Ona rozpinała mu koszulę, potem
zaś spodnie. On natomiast pozbawił jej spódnicy, sprawiając, ze została w samej
bieliźnie. Poprosił ją o wstanie z biurka i uklękniecie przed nim. Dziewczyna
zdjęła mu spodnie, coraz bardziej
pobudzając jego nabrzmiałą już męskość.
Dotykała ją delikatnie palcami,
po czym pozbawiła go bokserek. Wzięła
jego penisa w posiadanie, ssąc go dokładnie. Zapewniłaby mu niezwykłą rozkosz.
A kiedy on wypuściłby z siebie nasienie połknęła je. I wciąż była tak cudownie wilgotna…
-Przepraszam w czym mogę pomóc- usłyszawszy damski głos
ocknął się z transu. Był nieźle pobudzony, to co przeżywał przechodziło jego
oczekiwania. Pragnął jak najszybciej się zaspokoić. Widząc pytające spojrzenie
recepcjonistki zarezerwował pokój, jak najdalej od wszystkich innych. Kiwnął
głową na Fridę, by ta szła za nim. Ona zaś przełknęła ślinę i przeżegnała się.
Nic jej teraz nie zostało.
Weszła na ostatnie piętro. On jechał windą, ona zaś
poszła schodami, by jak najbardziej
przedłużyć mającą się zaraz rozegrać
scenę. Karol czekał na nią, a jego wzrok
przepełniony był pożądaniem. Wzięła głęboki oddech. I ruszyła. Weszła pierwsza,
czekając, aż zamknie za sobą drzwi. I zamknął. Od razu zdjął kurtkę, potem
marynarkę. Poluźnił krawat. A dziewczyna stała, unikając jego spojrzenia.
Podszedł do uniósł i podbródek, tak, by spojrzała mu w oczy. Nie zrobiła tego. Karol nie zamierzał poprzestać
na jednym działaniu. Sam zdjął jej chustę, potem płaszczyk. Lustrował ją
zachłannym spojrzeniem od góry do dołu. Ta bardzo jej pragnął, że aż miał
ochotę zawyć. Automatycznie przypominały mu się obrazy jej nagiego ciała. To
napędzało go i jego wzrastający poziom testosteronu.
-I co maleńka.. Widzę, że nie czujesz tego co ja.-
sarknął podchodząc do niej i kładąc ręce na biodrach. Strzepnęła je, co
wywołało u bruneta salwę śmiechu, jednocześnie spotęgowało odwrotne uczucie u
blondynki. Tak dawno nie czuła tego poniżenia. Mogła chociaż na chwilę
zapomnieć, a teraz? Teraz znów czuła się jak jednorazowa szmata. Nie miała już
godności, jej ciało było tylko po to, by męski członek mógł je spenetrować Nie
szanowała siebie. Czuła wstręt i odrzucenie. Do siebie i do niego. Kazał patrzeć
jej w oczy. W oczy gwałciciela. To było ponad jej siły. Nie chciała walczyć z czymś,
co ją zabija. Nie tak od razu, lecz po małym kawałeczku zadając coraz gorszy
ból. Piwne oczy lustrowały ją, a silne dłonie spoczywał na biodrach. Doskonale
czuła zapach perfum, ich intensywna dłoń sprawiała, iż dostawała mdłości. Miała
ochotę wykrzyczeć mu to wszystko w twarz, lecz on przystawił jej nóż do gardła.
Samym spojrzeniem wbijał go coraz głębiej. Aż nie mogła oddychać. Strzepnęła
jego ręce i odsunęła się. Nie miała pewności bezpieczeństwa. A o pomoc prosić
nie mogła. Zabił by ją. Będąc tu i teraz, poprosiła by go o to. Wręcz by
błagała. Przybrała postać kamiennej maski, lecz to nie działało. Ukazała już
słabość, on to dostrzegł. Podchwycił jej rozbiegany wzrok. Miała wrażenie,
jakby serce wyrywało się z jej piersi. Próbowała uregulować przyspieszony
oddech. Na próżno. Z każda myślą stawał
się on coraz szybszy. Nikt nie wykonał pierwszego kroku. Obrzuciła przelotnym
spojrzeniem jego pogardliwy uśmieszek. Przymknęła lekko powieki, lecz zaraz na
powrót je otworzyła. Powoli zbliżał się
ku niej, a ona od niego uciekała. Równie powoli. Co kilka sekund odwracała się
do tyłu, by nie wpaść na jakiś przedmiot. Zapędził ją w kozi róg. Nie miała jak
uciekać. Wszelkie pole manewrów zamknęło swoje zasoby. Zacisnęła pieści.
-Zostaw mnie!- poprosiła, tym razem cicho. Brunet tylko
wykrzywił twarz w grymasie i zacierał ręce.
-Chyba sobie żartujesz skarbie. Teraz jesteś moja- rzekł
gardłowym głosem blokując blondynce ucieczkę swoim ciałem. Frida widziała, że
nie ma dla niej ratunku. Nie chciała się teraz rozpłakać, chociaż pod powieki
cisnęły jej się łzy. Pragnęła upaść przed nim na kolana i błagać o ocalenie.
Nie zrobiła tego. Oszołomiona nie zareagowała, gdy jego usta dotknęły jej
warg. Mężczyzna całował dziewczynę
zachłannie, lekko kąsając jej wargi. Nie zważał na jej opór, na to, jak bardzo
się broni. Nie przerwał czynności, napierał ustami coraz bardziej. Dłonie
ułożył na jej biodrach, by mu nie uciekła. Frida próbowała się bronić,
odepchnąć go, lecz nie dała rady. Jego
pocałunki stawał się coraz bardziej intensywne. Poczuła jak zaczyna wpychać
swój język w jej jamę ustną. I tego nie umiała powstrzymać. Czuła się tak
strasznie bezsilna. Zbesztana przez bliźniego. Gdzie ta biblijna miłość?
Zanikła bezpowrotnie z rozwojem cywilizacji. Teraz takie osoby jak ona ponosiły
tego skutki. Jego język zataczał małe koła, dotykając jej podniebienia.
Szarpała się coraz mocniej. Nie wypuścił jej. Uścisk stawał się coraz bardziej
żelazny. Męskie dłonie błądziły śmielej po ciele. Przesuwały się powoli w górę
dochodząc do piersi dziewczyny. Położył na nich swoje ręce, co spotkało się z
protestem. Zgniótł je lekko, obu dając
tyle samo energii. Krzyknęła. Z bólu czy z podniecenia. Wolał by drugą opcję.
Pierwsza tez nie należała do najgorszych. Jeżeli staniała alternatywna
jakakolwiek, nigdy nie miała złego charakteru. Jedynie dawała mniejsze zło, ale
zło.
Frida czuła coraz bardziej ogarniającą pustkę. Nie
chciała tego, chciała tylko znaleźć się w ciepłym łóżku i na dodatek bez niego.
Całe ciało zaczynało odmawiać
posłuszeństwo. Zwinny język Karola posuwał się wzdłuż jej szyi, by zaraz trafić
do ust. Ocierał się o nią, dziewczyna czuła jak jego męskość wbija się jej w
udo. Kolejny raz poczuła rażące obrzydzenie.
On zaś przeciwnie. Rozkoszował się jak na razie małym skrawkiem jej
ciała. Sam czul, ze jego penis jest gotowy, by zanurzyć się w rozkoszne wnętrze
młodej dziewczyny. Sama myśl podniecała go do granic możliwości. Nie chcąc
czekać podniósł blondynkę lekko do góry, chcąc by objęła go w pasie. Nie
zrobiła tego, lecz brunet i tak zrobił swoje. Położył ją na łóżko i oddalił
się. Leżała na nim wystraszona, lecz dla niego na piałeś pościeli wyglądała
pięknie. Tak młodo i kwitnąco, a takie dziewczyny lubił.
-No no malutka- położył się obok niej, przekręcił tak, ze
leżała nad nim. Jego dłonie ściskały jej pośladki. Wyczuwał opór dziewczyny,
lecz całkowicie go ignorował. Chciał by było dobrze mu i tylko mu. Lewą rękę
zdjął z półkuli dziewczyny i zgarnął jej włosy z twarz. Uśmiechnął się
zjadliwie i przekręcił się tak, ze teraz on był górą. Zwinnymi ruchami rąk
zdjął z niej szary top i rzucił go gdzieś w kat. Frida nie mogła znieść tego,
co ten drań robił z jej ciałem. Nie miała zbyt wiele siły, by go odepchnąć, a
mimo to bezskutecznie próbowała się bronić. Jego dłonie pieściły jej piersi
przez materiał koronkowego stanika. W ruchach mężczyzny nie było ani grama
delikatności. Sprawiał tej młodej dziewczynie ból, którym się żywił. Zachowywał
się jak szaleniec, sam mówił o sobie w
tym momencie. Dłonie odnalazły zapięcie stanika i sprawnym ruchem pozbawiły
zielonookiej ostatniej, górnej warstwy ochronnej. Zasłaniała się dłońmi, lecz
rozsunął je. Oczom nienasyconego ukazały się jędrne piersi nastolatki, falujące
przy każdym jej oddechu. Wpatrywał się w ni chwile, zaraz zaś jedna z piersi
wziął sobie do ust. Przegryzał nabrzmiałą sutkę, ssąc ja na przemian. Poczuł
jak ciało dziewczyny mimowolnie wygina się w łuk. Nie zaprzestawał czynności,
przeniósł się na drugą pierś. Frida poczuła jak po jej policzkach cieknął
łzy. Każda sekunda doprowadzała ją do
stopniowego wyczerpania. Modliła się by przestał, lecz pieszczoty nasilały
się. Nie chciał mu ulegać, chociaż jej
ciało inaczej reagowało na dotyk mężczyzny. Zagryzła wargę, gdy poczuła jak
jego język zakreśla małe kółeczka wokół jej pępka, a dłonie rozpinają rozporek
spodni. Przymknęła oczy, gdy powoli zsuwał
jej spodnie. Nie wiedząc kiedy zalała ją fala wściekłości. Poczęła szarpać się jeszcze
mocniej, kopnęła Karola w krocze. Korzystając z chwilowego osłupienia mężczyzny
wstała i biegła w kierunku drzwi.
Niestety, on miał przewagę. Złapał ją i agresywnie rzucił na łóżko, Jego twarz
pokrywały kropelki potu, a wzrok pałał żywym, nienawistnym ogniem. Nie mógł znieść zniewagi. Oddychał ciężko,
nie panował nad sobą.
-Ty głupia suko! Myślałaś, ze mi uciekniesz?!- wysyczał i
uderzył dziewczynę w twarz, także, ze zawyła z bólu. Z jej wargi zaczęła
spływać czerwona ciecz, brudząc hotelową pościel. Ukarał ją, a ona już nic nie
robiła. Leżała bezwiednie, nie otwierała oczu, lecz szlochała. Pokręcił głową i
zabrał się za kontynuację przerwanej czynności. Zsunął jej do końca spodnie,
ich los podzieliły czerwone figi. Mężczyzna wsunął w nią dwa palce, miarowo
nimi poruszając. Znów ciało nastolatki wygięło się w łuk, a wnętrze robiło się
coraz bardziej wilgotne. Czuł, ze jego spodnie zaraz eksplodują. Pozbawił sam
siebie spodni i ujął w dłoń nabrzmiałego członka. Nakierował go i wszedł w
dziewczyną. Poruszał się agresywnie, a ona krzyczała. Na przemian zanosiła się
historycznym szlochem. Karol nie chcąc wzbudzić podejrzeń zakneblował jej usta
dłonią. Gdy poczuł, ze rozkosz jest już blisko zawył i opadł oko dziewczyny.
Dopiero teraz otworzyła oczy, w których
dostrzegł tyle bólu i cierpienia. Niepowtarzalnego cierpienia. Pomimo iż była
bierna, nie mogła nawet usiąść. Wszystko ją bolało. Nie tylko fizycznie, ale także
psychicznie. Chciała tak bardzo teraz
znaleźć się przy matce. Tak bardzo, lecz nie mogła.
Tytuł rozdziału:* "I śpiewałam świety, świety, gdy rozpinał swoje spodnie.."- cytat zaczerpnięty z piosenki Tori Amos " Me and a Gun."
No i oto mamy rozdział X. dziękuję wszystkim, którzy to czytają. Mam nadzieję, że pojawią się jakieś komentarze, gdyż liczę na waszą opinię ;)
Miłego czytania ;)