niedziela, 5 lutego 2012

Rozdział X"I sang "holy holy" as he buttoned down his pants



 Rozdział zawiera fragmenty dozwolone od +18


Może gdyby nie widziała było by jej prościej. Teraz nie mogła uciec od jego spojrzenia. Spojrzenia rozmieniającego ją na drobne.  Kiedyś  miała ogromną nadzieję na zmianę, na to, że dane jej będzie odizolować się od dominatora … koszmar po prostu powrócił. Zaklęła cicho unosząc głowę do góry. By ten tam, w niebie usłyszał jej bluzg i dał jakikolwiek odzew. Chociaż nie wierzyła.  A mogła. Co to by jej dało? Kolejne godziny spędzone na klęczeniu w Kościele lub słuchanie moralizatorskich kazań pysznych księży. Skrzywiła się, bowiem oczyma wyobraźni widziała to co zawarła w myślach. Toksyczna wizualizacja podsycała złość. A tą kumulującą się złość musiała wyładować. Osobnik stojący przed piętnastolatką nadawał się do tego idealnie. Kolejne wizualizowane myśli nie należące do najmilszych. Nie najmilszych dla niego. Ona zaś mogła stać się panią i władczynią. Władczynią jego całego.
                Miło jest pomarzyć, gdy marzenia są jedyną ucieczką. Frida z niesmakiem zauważyła, że odlot od rzeczywistości zdarza się jej coraz częściej.  Kolejna wiązanka przekleństw posłana ku górze. Niech się podsyci cierpieniem nieletniej. Niech ukarze za nieposłuszeństwo. Niech ukarze ją jak Balladynę.  Na chwilę zapomniała o obecności pasożyta. Jednakże powietrze przesiąknięte zapachem jego drogich perfum skutecznie drażniło jej nozdrza. Uśmiechnęła się ironicznie, patrząc mu przy tym w oczy. Ukazać nieśmiałość. Spuściłby się w niej tu i teraz. Gdy była twarda bał się jej i to go gubiło. A ona nie była głupia. Nawet jeśli na taką wyglądała.
-Odezwiesz się czy nie?- zadrżała, pragnęła w tej jednej chwili sprawić by znikł z zasięgu zielonych tęczówek. Siła perswazji nie działa. Nie działa, gdy zdawała się być potrzebna.  Wzruszyła ramionami. Bo po co niby miała odpowiadać? Nie przyniosło by to żadnego pozytywnego efektu. A jednak. Założyła ręce na piersiach. Nie lubił tego, a blondynka doskonale to wiedziała. Chęć rozsierdzenia mężczyzny narastała i przyćmiewała zdrowy rozsądek.
-A co ja jestem? Ty chcesz to mam się odezwać. Żartujesz sobie chyba. Kostka brukowa jest ciekawszym rozmówcą niż ty!- ostatni wyraz podkreśliła pisząc go palcem w powietrzu. Lewą nogą wybiła jakiś rytm. Przymrużyła lekko oczy, jednakże ich ironiczny wyraz pozostał niezmienny.  Zdenerwował się. To mało powiedziane. On się ewidentnie wkurwił. Policzki płonęły mu żywym ogniem. Upokorzyła go, aż nazbyt bardzo. Raz kozie śmierć. Ona zaryzykowała. W obronie własnego „ja”. W obronie własnego człowieczeństwa i godności. W obronie tego, czego już nie miała od dawien dawna.  Ale czy warto? Oczywiście, że warto.
-Ty mała zdziro!- warknął, na co ona cicho się roześmiała. Jego złość doprowadzała ją do łez, łez szaleństwa. Patrząc na owego rozpustnika nie widziała nic, poza kupą nic nie wartego cielska.  Człowiekiem go nazwać nie umiała. Pogardził nią jak tylko mógł. A ona nie zamierzała być mu posłuszna. Czasy, gdy kobieta bała się mężczyzny jak ognia stały się teraz odległym snem. On także musiał to wiedzieć, jednakże nadmiar testosteronu w jego umyśle sprawił, iż zapomniał o tym aspekcie. Podniosła na niego wzrok, który przez chwilę dokładnie lustrował czubki jej butów. Nawet nie chciała wyobrażać sobie tego, co by z nią zrobił, gdyby byli sam na sam. Po jego oczach widziała jak bardzo musiał się hamować. To wszystko przemawiało przez niego tak wyraźnie. Chociaż próbowała, nigdy nie umiała rozgryźć tego człowieka. Intrygował ją od samego momentu poznania. Zagnieździł się w jej sercu gdzieś, gdzie ona sama nie dały rady dojść. Paradoksalnie uciekała od czegoś, czego sama była częścią. Uciekała od tego co się stało i co trwało nadal. Płakała w poduszkę, gdy nikt nie widział i cieszyła się, gdy dookoła niej siedzieli wszyscy. Nie zwykła okazywać słabości, uważała, że to ją zabije.
Patrząc w twarz człowieka, zastanawiała się, czy nie rzuci się na nią. W jego pociemniałych od złości oczach dostrzegła nieznaczny błysk pożądania. Przecież tak dawno nie widział jej ciała. Musiał się hamować, co stało się dla niego najdłuższym z możliwych wyroków. A ona chociaż nie była w nim, wiedziała.  Postanowiła się w końcu odezwać. Przecież na to czekał. Jako klient miał prawo do wszystkiego.
-Zamknij się! Czy ja na każde Twoje zawołanie mam rozszerzać przed Tobą nogi? Czy to, że chcesz oznacza, że muszę? – wrzasnęła wzbudzając zainteresowanie przechodniów. Obejrzał się dookoła i widział ich łakomy na nowe plotki wzrok. Teraz jednak zajęty był czymś innym. Wpatrywał się w tą stojącą przed nim postać dziewczyny. Kobiety. Mierząc ją wzrokiem czuł przypływ pożądania, który jego zdaniem miał zabić bezsilność i złość. Jadąc tutaj, nie sądził, że ujrzy Fridę. Jego podejrzenia rosły z minuty na minutę. A ona przecież nie mogła się dowiedzieć. Na pewno nie teraz. Pragnął dać jej karę. Ukarać za to, czego nie zrobiła. A mógł wszystko. Wypowiedź blondynki sprawiła, iż nie wiedział co odpowiedzieć. Chora mentalność nakazywała mu tylko jedno. Ciało współgrało z jej myślą. Uśmiechnął się przebiegle nachylając się ku wystraszonej dziewczynie. Podczas zbliżenia swoich ust do jej szyi, poczuł jak zadrżała.  Jak słodko.  Znów była jego.
-Nie rób scen skarbie. Jedziesz ze mną…- szepnął jej do ucha, lekko przegryzając jego płatek.  Kolejny raz zadrżała, próbowała się wyrwać, lecz on był silniejszy. Oddalił się od niej, z  tym nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Ewidentnie się nią bawił. Robił wszystko, by czuła się jak pył. Nic nie ważny pył.
Opierała się, jednak udało się mu wsadzić ją do samochodu. Ten strach wymalowany na twarzy… Twarzy aniołka, który wcale nie był taki święty, jak go malują. Patrząc w lustro widział jak siedzi skulona. Napawał się jej strachem, bezsilnością, zażenowaniem. Bo przecież tylko to mogła czuć. A zaraz miała poczuć się jeszcze gorzej, co wcale nie martwiło go. Zacierał wprost ręce myśląc o tym, co miało nastąpić za chwilę. Skazała go na post, a on nie zwykł pościć. Nie zwykł czekać, a kazała. Nie zwykł prosić i tym razem tego nie zrobił. Jechali w milczeniu. Nawet z radia nie wypływała żadna muzyka. Cisza karmiła ich oboje. Ją niepewnością, jego pobudkami. Nie była w stanie nic powiedzieć. Milczała, by nie zakłócić tego, co miało się wydarzyć. A przecież mogła. Pobawić się w wybawicielkę uciśnionych dziewic. Już nie dziewic.
Hotel. Jeden z  tych pięciogwiazdkowych, na który tylko najbogatsi mogli sobie pozwolić. Przestronny budynek pomalowany na czerwono, z wielkim szyldem u góry. Dookoła ogrodzony ogromną bramą. Przyozdobiony pnącymi się ku górze roślinami. Musiała skupić się na czymś innym. Jej wzrok przyciągały kolory, jednakże umysł ciągnęło do zupełnie innych aspektów. Miała taką ogromną ochotę się rozpłakać. Zrzucić twardą skorupę i pokazać miękkie ciało. Stać się mięczakiem. Cofnij. Ona już nim była. Nie śmiała się odezwać, słowa grzęzły jej w gardle. Gdzie podziała się ta odwaga? Odpłynęła wraz z prądem. Zaraz musiała wysiąść. On już to zrobił i teraz sprawiając wrażenie kurtuazyjnego dżentelmena pomógł jej uczynić to samo. Nawet nie podziękowała. Nie czuła takiej potrzeby. Szła za nim posłusznie, niczym piesek prowadzony na smyczy. Suka prowadzona na smyczy. Przekroczyła bramę, która zamknęła się za nią z łoskotem. Podskoczyła niezauważalnie do góry. Miała wrażenie, że przekracza mury więzienia. A zaraz ubiorą ją w pasiak i oznaczą numerkiem. Opiszą jej przewinienia i nigdy nie ujrzy światła dziennego, ani rodziny. Bo przecież jej nie ma.
Kokietował recepcjonistkę. Ona uśmiechała się zalotnie, eksponując swój biust ukryty za białą służbową koszulą. Prowokowała spojrzeniami, kusiła ustami nasyconymi krwistą szminką. Poprawiała włosy i świergotała wesoło. Gdyby mogła rozłożyłaby nogi tu i teraz. A on mógłby wziąć ją na blacie, przy akompaniamencie wszystkich par oczy skierowanych właśnie na nich.  Położył ją delikatnie, patrząc wprost na jej twarz. Pochylił się, by zatopić swoje usta w jej wargach. Smakował ich, aż do utraty tchu. Dokładnie penetrował jej jamę ustną swoim językiem,  a jego ręce gniotły  jej obfity biust. Z pocałunkami schodził coraz niżej, najpierw całując jej szyję, a następnie schodząc niżej. Zwinnymi ruchami rąk rozpiąłby jej bluzkę, równie sprawnie zdjął koronowy stanik i wypuścił jej przyjaciółki na spacer. Ona zaś pieściła  jego męskość przez materiał spodni , pobudzając ją do życia. Sam położył się na biurko, tak, że znajdował się nad nią. Podwinął  jej czarną spódnicę do góry, po czym włożył dwa palce w jej wnętrze. Poruszał nimi rytmicznie, sprawiał, żeby stała się wilgotna. Każdy jęk zagłuszał pocałunkiem. Ona rozpinała mu koszulę, potem zaś spodnie. On natomiast pozbawił jej spódnicy, sprawiając, ze została w samej bieliźnie. Poprosił ją o wstanie z biurka i uklękniecie przed nim. Dziewczyna zdjęła  mu spodnie, coraz bardziej pobudzając jego nabrzmiałą już męskość.  Dotykała  ją delikatnie palcami, po czym pozbawiła  go bokserek. Wzięła jego penisa w posiadanie, ssąc go dokładnie. Zapewniłaby mu niezwykłą rozkosz. A kiedy on wypuściłby z siebie nasienie połknęła  je. I wciąż była  tak cudownie wilgotna…
-Przepraszam w czym mogę pomóc- usłyszawszy damski głos ocknął się z transu. Był nieźle pobudzony, to co przeżywał przechodziło jego oczekiwania. Pragnął jak najszybciej się zaspokoić. Widząc pytające spojrzenie recepcjonistki zarezerwował pokój, jak najdalej od wszystkich innych. Kiwnął głową na Fridę, by ta szła za nim. Ona zaś przełknęła ślinę i przeżegnała się. Nic jej teraz nie zostało.
Weszła na ostatnie piętro. On jechał windą, ona zaś poszła schodami, by jak  najbardziej przedłużyć  mającą się zaraz rozegrać scenę.  Karol czekał na nią, a jego wzrok przepełniony był pożądaniem. Wzięła głęboki oddech. I ruszyła. Weszła pierwsza, czekając, aż zamknie za sobą drzwi. I zamknął. Od razu zdjął kurtkę, potem marynarkę. Poluźnił krawat. A dziewczyna stała, unikając jego spojrzenia. Podszedł do uniósł i podbródek, tak, by spojrzała mu w oczy.  Nie zrobiła tego. Karol nie zamierzał poprzestać na jednym działaniu. Sam zdjął jej chustę, potem płaszczyk. Lustrował ją zachłannym spojrzeniem od góry do dołu. Ta bardzo jej pragnął, że aż miał ochotę zawyć. Automatycznie przypominały mu się obrazy jej nagiego ciała. To napędzało go i jego wzrastający poziom testosteronu. 
-I co maleńka.. Widzę, że nie czujesz tego co ja.- sarknął podchodząc do niej i kładąc ręce na biodrach. Strzepnęła je, co wywołało u bruneta salwę śmiechu, jednocześnie spotęgowało odwrotne uczucie u blondynki. Tak dawno nie czuła tego poniżenia. Mogła chociaż na chwilę zapomnieć, a teraz? Teraz znów czuła się jak jednorazowa szmata. Nie miała już godności, jej ciało było tylko po to, by męski członek mógł je spenetrować Nie szanowała siebie. Czuła wstręt i odrzucenie. Do siebie i do niego. Kazał patrzeć jej w oczy. W oczy gwałciciela. To było ponad jej siły. Nie chciała walczyć z czymś, co ją zabija. Nie tak od razu, lecz po małym kawałeczku zadając coraz gorszy ból. Piwne oczy lustrowały ją, a silne dłonie spoczywał na biodrach. Doskonale czuła zapach perfum, ich intensywna dłoń sprawiała, iż dostawała mdłości. Miała ochotę wykrzyczeć mu to wszystko w twarz, lecz on przystawił jej nóż do gardła. Samym spojrzeniem wbijał go coraz głębiej. Aż nie mogła oddychać. Strzepnęła jego ręce i odsunęła się. Nie miała pewności bezpieczeństwa. A o pomoc prosić nie mogła. Zabił by ją. Będąc tu i teraz, poprosiła by go o to. Wręcz by błagała. Przybrała postać kamiennej maski, lecz to nie działało. Ukazała już słabość, on to dostrzegł. Podchwycił jej rozbiegany wzrok. Miała wrażenie, jakby serce wyrywało się z jej piersi. Próbowała uregulować przyspieszony oddech. Na próżno.  Z każda myślą stawał się on coraz szybszy. Nikt nie wykonał pierwszego kroku. Obrzuciła przelotnym spojrzeniem jego pogardliwy uśmieszek. Przymknęła lekko powieki, lecz zaraz na powrót je otworzyła.  Powoli zbliżał się ku niej, a ona od niego uciekała. Równie powoli. Co kilka sekund odwracała się do tyłu, by nie wpaść na jakiś przedmiot. Zapędził ją w kozi róg. Nie miała jak uciekać. Wszelkie pole manewrów zamknęło swoje zasoby. Zacisnęła pieści.
-Zostaw mnie!- poprosiła, tym razem cicho. Brunet tylko wykrzywił twarz w grymasie i zacierał ręce.
-Chyba sobie żartujesz skarbie. Teraz jesteś moja- rzekł gardłowym głosem blokując blondynce ucieczkę swoim ciałem. Frida widziała, że nie ma dla niej ratunku. Nie chciała się teraz rozpłakać, chociaż pod powieki cisnęły jej się łzy. Pragnęła upaść przed nim na kolana i błagać o ocalenie. Nie zrobiła tego. Oszołomiona nie zareagowała, gdy jego usta dotknęły jej warg.  Mężczyzna całował dziewczynę zachłannie, lekko kąsając jej wargi. Nie zważał na jej opór, na to, jak bardzo się broni. Nie przerwał czynności, napierał ustami coraz bardziej. Dłonie ułożył na jej biodrach, by mu nie uciekła. Frida próbowała się bronić, odepchnąć  go, lecz nie dała rady. Jego pocałunki stawał się coraz bardziej intensywne. Poczuła jak zaczyna wpychać swój język w jej jamę ustną. I tego nie umiała powstrzymać. Czuła się tak strasznie bezsilna. Zbesztana przez bliźniego. Gdzie ta biblijna miłość? Zanikła bezpowrotnie z rozwojem cywilizacji. Teraz takie osoby jak ona ponosiły tego skutki. Jego język zataczał małe koła, dotykając jej podniebienia. Szarpała się coraz mocniej. Nie wypuścił jej. Uścisk stawał się coraz bardziej żelazny. Męskie dłonie błądziły śmielej po ciele. Przesuwały się powoli w górę dochodząc do piersi dziewczyny. Położył na nich swoje ręce, co spotkało się z protestem.  Zgniótł je lekko, obu dając tyle samo energii. Krzyknęła. Z bólu czy z podniecenia. Wolał by drugą opcję. Pierwsza tez nie należała do najgorszych. Jeżeli staniała alternatywna jakakolwiek, nigdy nie miała złego charakteru. Jedynie dawała mniejsze zło, ale zło.
Frida czuła coraz bardziej ogarniającą pustkę. Nie chciała tego, chciała tylko znaleźć się w ciepłym łóżku i na dodatek bez niego.  Całe ciało zaczynało odmawiać posłuszeństwo. Zwinny język Karola posuwał się wzdłuż jej szyi, by zaraz trafić do ust. Ocierał się o nią, dziewczyna czuła jak jego męskość wbija się jej w udo. Kolejny raz poczuła rażące obrzydzenie.  On zaś przeciwnie. Rozkoszował się jak na razie małym skrawkiem jej ciała. Sam czul, ze jego penis jest gotowy, by zanurzyć się w rozkoszne wnętrze młodej dziewczyny. Sama myśl podniecała go do granic możliwości. Nie chcąc czekać podniósł blondynkę lekko do góry, chcąc by objęła go w pasie. Nie zrobiła tego, lecz brunet i tak zrobił swoje. Położył ją na łóżko i oddalił się. Leżała na nim wystraszona, lecz dla niego na piałeś pościeli wyglądała pięknie. Tak młodo i kwitnąco, a takie dziewczyny lubił.
-No no malutka- położył się obok niej, przekręcił tak, ze leżała nad nim. Jego dłonie ściskały jej pośladki. Wyczuwał opór dziewczyny, lecz całkowicie go ignorował. Chciał by było dobrze mu i tylko mu. Lewą rękę zdjął z półkuli dziewczyny i zgarnął jej włosy z twarz. Uśmiechnął się zjadliwie i przekręcił się tak, ze teraz on był górą. Zwinnymi ruchami rąk zdjął z niej szary top i rzucił go gdzieś w kat. Frida nie mogła znieść tego, co ten drań robił z jej ciałem. Nie miała zbyt wiele siły, by go odepchnąć, a mimo to bezskutecznie próbowała się bronić. Jego dłonie pieściły jej piersi przez materiał koronkowego stanika. W ruchach mężczyzny nie było ani grama delikatności. Sprawiał tej młodej dziewczynie ból, którym się żywił. Zachowywał się jak szaleniec, sam mówił o sobie  w tym momencie. Dłonie odnalazły zapięcie stanika i sprawnym ruchem pozbawiły zielonookiej ostatniej, górnej warstwy ochronnej. Zasłaniała się dłońmi, lecz rozsunął je. Oczom nienasyconego ukazały się jędrne piersi nastolatki, falujące przy każdym jej oddechu. Wpatrywał się w ni chwile, zaraz zaś jedna z piersi wziął sobie do ust. Przegryzał nabrzmiałą sutkę, ssąc ja na przemian. Poczuł jak ciało dziewczyny mimowolnie wygina się w łuk. Nie zaprzestawał czynności, przeniósł się na drugą pierś. Frida poczuła jak po jej policzkach cieknął łzy.  Każda sekunda doprowadzała ją do stopniowego wyczerpania. Modliła się by przestał, lecz pieszczoty nasilały się.  Nie chciał mu ulegać, chociaż jej ciało inaczej reagowało na dotyk mężczyzny. Zagryzła wargę, gdy poczuła jak jego język zakreśla małe kółeczka wokół jej pępka, a dłonie rozpinają rozporek spodni.  Przymknęła oczy, gdy powoli zsuwał jej spodnie. Nie wiedząc kiedy zalała ją fala wściekłości. Poczęła szarpać się jeszcze mocniej, kopnęła Karola w krocze. Korzystając z chwilowego osłupienia mężczyzny wstała i biegła  w kierunku drzwi. Niestety, on miał przewagę. Złapał ją i agresywnie rzucił na łóżko, Jego twarz pokrywały kropelki potu, a wzrok pałał żywym, nienawistnym ogniem.  Nie mógł znieść zniewagi. Oddychał ciężko, nie panował nad sobą.
-Ty głupia suko! Myślałaś, ze mi uciekniesz?!- wysyczał i uderzył dziewczynę w twarz, także, ze zawyła z bólu. Z jej wargi zaczęła spływać czerwona ciecz, brudząc hotelową pościel. Ukarał ją, a ona już nic nie robiła. Leżała bezwiednie, nie otwierała oczu, lecz szlochała. Pokręcił głową i zabrał się za kontynuację przerwanej czynności. Zsunął jej do końca spodnie, ich los podzieliły czerwone figi. Mężczyzna wsunął w nią dwa palce, miarowo nimi poruszając. Znów ciało nastolatki wygięło się w łuk, a wnętrze robiło się coraz bardziej wilgotne. Czuł, ze jego spodnie zaraz eksplodują. Pozbawił sam siebie spodni i ujął w dłoń nabrzmiałego członka. Nakierował go i wszedł w dziewczyną. Poruszał się agresywnie, a ona krzyczała. Na przemian zanosiła się historycznym szlochem. Karol nie chcąc wzbudzić podejrzeń zakneblował jej usta dłonią. Gdy poczuł, ze rozkosz jest już blisko zawył i opadł oko dziewczyny. Dopiero teraz otworzyła oczy, w  których dostrzegł tyle bólu i cierpienia. Niepowtarzalnego cierpienia. Pomimo iż była bierna, nie mogła nawet usiąść. Wszystko ją bolało. Nie tylko fizycznie, ale także psychicznie.  Chciała tak bardzo teraz znaleźć się przy matce. Tak bardzo, lecz nie mogła.

Tytuł rozdziału:* "I śpiewałam świety, świety, gdy rozpinał swoje spodnie.."- cytat zaczerpnięty z piosenki Tori Amos " Me and a Gun."

No i oto mamy rozdział X. dziękuję wszystkim, którzy to czytają. Mam nadzieję, że pojawią się jakieś komentarze, gdyż liczę na waszą opinię ;)
Miłego czytania ;)